Recenzja filmu

Ściana cieni (2020)
Eliza Kubarska

Horyzont ryzyka

Z dokumentalnej "Ściany cieni" w reżyserii Elizy Kubarskiej wyłania się obraz społeczności nie tylko żyjącej w wielkiej biedzie, ale też – eksploatowanej przez branżę wspinaczkową z przerażającą
Horyzont ryzyka
Himalaje mają wiele do zaoferowania: piękne widoki, ekstremalnie trudne tory przeszkód, bezprecedensowe wysokości, zwycięstwa Polaków (to oczywiście najważniejsze). Żyją tam też ludzie, o których ostatnio zrobiło się głośno za sprawą zimowej akcji na K2, ale którzy do tej pory przewijali się w tekstach newsowych poświęconych wspinaczce na zasadzie egzotycznego ornamentu – że wnieśli albo znieśli ekwipunek, dotarli do bazy, prowadzili akcję ratunkową, odkryli jakiś nikomu nieznany skrót. Często bez imion i nazwisk, traktowani niczym jedna lokalna "masa" albo po prostu synonim tragarza wysokościowego. Szerpowie, bo o nich mowa, funkcjonują na marginesie wielkiej opowieści o białych wspinaczach. Owszem, to na ich ziemie – nepalskie podnóża ośmio- i siedmiotysięczników – zjeżdżają bogaci lub solidnie dotowani miłośnicy sportowej ekstremy z krajów Zachodu, a coraz cześciej – z Chin czy Indii. To Szerpowie – ojcowie, matki i ich dzieci – obsługują wyprawy, dźwigają ciężary, robią żarcie i wskazują drogę, monopolizując tym samym puchnący rynek tragarski.

Splendoru i szacunku proporcjonalnego do ponoszonego wysiłku nigdy jednak z tego tytułu nie mieli. Mało tego, z dokumentalnej "Ściany cieni" w reżyserii Elizy Kubarskiej wyłania się obraz społeczności nie tylko żyjącej w wielkiej biedzie, ale też – eksploatowanej przez branżę wspinaczkową z przerażającą konsekwencją i świadomością, że rodziny Szerpów pozostają od niej całkowicie zależne. Film Kubarskiej – podróżniczki i wspinaczki – powstawał cztery lata u podnóży i w trakcie wyprawy na szczególnie trudny siedmiotysięcznik Kumbhakarna, zakończonej dramatycznym odwrotem dwóch rosyjskich wspinaczy – Dmitrija Gołowczenki i Siergieja Niłowa – oraz akcją ratunkową po drugiej stronie góry. Motywem przewodnim "Ściany cieni" nie są jednak losy Rosjan (uczestnikiem wyprawy był także Polak Marcin Tomaszewski), lecz punkt widzenia Szerpów, a dokładnie – jednej wybranej szerpskiej rodziny. Ngada, tragarz wysokościowy, ma na koncie dziewięciokrotne zdobycie Everestu, ale wielkiej rewolucji to w jego życiu nie uczyniło: nadal mieszka z żoną i trojgiem dzieci w chacie z jedną izbą, gotuje na ognisku i ciuła każdy grosz na edukację syna. Szesnastoletni Dawa chciałby zostać lekarzem, a ponieważ w okolicy jedyną formą sensownego zarobku jest wspinaczka, ojciec przyucza syna do fachu. Stąd również decyzja o ryzykownej – i dlatego dobrze płatnej – wyprawie na Kumbhakarnę: górę, na którą, wedle miejscowych wierzeń, po prostu się nie wchodzi, gdyż oznacza to stąpanie po ciele boga.

To tutaj rozpoczyna się właściwa historia wyzysku. Kubarska nie udziela wprawdzie jakiegokolwiek odautorskiego komentarza, himalaiści mówią jednak sami za siebie – i jest to mieszanina wielkiej determinacji i profesjonalizmu, rozbuchanego ego oraz braku szacunku dla cudzej pracy i odmiennych poglądów. Europejczycy nie dość, że traktują lokalne wierzenia, legendy i rytuały z wyraźną pobłażliwością – mimo że ich źródłem jest wykuwana przez pokolenia i zakorzeniona w praktyce wiedza o górach – to jeszcze naciskają na harówę ponad siły, bo w pierwszej kolejności zależy im na oszczędności czasu i energii na finalne "zaatakowanie" szczytu. To wszystko mieści się oczywiście w branżowych normach, tyle że znowu – nie zauważyłem u wspinaczy choćby cienia zainteresowania kontraktami swojej "służby" (a jest to dobre określenie, bo, jako dyletant, nie spodziewałem się, że Ngada zabierze na wyprawę żonę i syna). Tymczasem umowy muszą budzić wiele wątpliwości, skoro pośrednik – na poważnej już wysokości i po zbudowaniu obozu – grozi bohaterowi, że za złamanie warunków w ogóle nie wypłaci mu honorarium. Rodzi to sytuację zupełnie asymetrycznej presji. Europejscy himalaiści podejmują gigantyczne ryzyko motywowani wizją zwycięstwa i sportowej chwały, ciężar finansowy traktując w kategoriach koniecznego naddatku. Dla Szerpy horyzontem tego samego ryzyka jest kalkulacja ekonomiczna – możliwość poprawy warunków bytowych, a nawet awansu społecznego w sytuacji, kiedy w okolicy nie istnieją żadne alternatywne formy zarobkowania (handel skórą jaków wyparła tania chińska odzież). W przypadku porażki – np. śmierci głównego żywiciela rodziny – nędza może się tylko pogłębić. Jest to więc stawka o nieporównywalnie większym ciężarze i potencjalnych konsekwencjach. 

W tym kontekście sytuuje się również największy zarzut, jaki mógłbym postawić "Ścianie cieni". Kubarska owszem, sygnalizuje problem wyzysku i nierównowagi ekonomicznej, ale w żaden sposób nie stara się go pogłębić, na co siłą rzeczy nie pozwala idiograficzna konstrukcja filmu: skupienie się na jednym wybranym przypadku, z którego trudno wyciągać jakieś daleko idące wnioski i generalizacje. Tylko czy takie ciche podążanie i podglądanie – a często wyraźne inscenizowanie sytuacji atrakcyjnych narracyjnie – ludzi wykluczonych i doświadczonych nędzą nie ociera się mimo wszystko o pornografizację biedy? Co film zmienił w życiu bohaterów, skoro jego autorka jeździ teraz po festiwalach i opowiada o "ogromnym szacunku do natury" oraz kulcie Himalajów, a rodzina Ngady została w kurnej chacie i bez grosza? Mam wrażenie, że dzisiaj realizacja dokumentów o ambicjach etnograficznych coraz częściej wiąże się z postulatem wprzęgania jego współtwórców w proces produkcji, promocji i zbierania laurów. I nie chodzi tu wyłącznie o – ważny i szczytny skądinąd – transfer środków na studia Dawy (producentka filmu, Monika Braid, zorganizowała zbiórkę pod adresem: zrzutka.pl/e5jrp8). Może więc "Ściana cieni" to tylko egzotyczni ludzie na tle zapierających dech w piersiach krajobrazów? Może to kolorowa pocztówka z Nepalu dla zakochanych w Himalajach Polaków? Może wystarczył jeden malutki krok, żeby to przedsięwzięcie uetycznić, a więc także –  uautentycznić? Może, ale to już pozostawiam do Waszej samodzielnej weryfikacji. 
1 10
Moja ocena:
6
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones